List matki do dziecka

Wybrałeś mnie, gdy…?

Wybrałeś mnie, gdy bezsensownie błądziłam po świecie, szukając prawdziwego celu.

Wybrałeś mnie, gdy zaprzeczałam miłości, mówiąc, że nigdy nie zostanę matką.

Wybrałeś mnie, gdy rozpaczliwie szukałam siebie i tego, kim naprawdę jestem.

Wybrałeś mnie, gdy wszystko inne było ważniejsze od „kochania kogoś”.

Wybrałeś mnie, gdy każdy dzień przypominał ucieczkę od tego, co jest najważniejsze.

Wybrałeś mnie, gdy pustka w sercu była większa od oceanu.

Wybrałeś mnie, gdy nie byłam gotowa zostać matką, a jednak…

A jednak 4.30

 4.30 nad ranem. Poród trwał kilka dobrych godzin. W sumie mało pamiętam z tego dnia, jedynie ten okropny ból. W pewnym momencie był tak silny, że musiałam się poddać. Chyba dla naszego zdrowia. Potem męczyło mnie ( i czasami dalej męczy) poczucie winy. Ale w końcu nadszedł ten moment, kiedy mogłam wziąć Cię w ramiona.

To ja – Twoja mama

Witaj kochanie. To ja mamusia – powiedziałam.

Spałeś wtulony w moje ciało. Nie mogłam oderwać od Ciebie oczu.

Już po wszystkim – odparłam, głaszcząc Cię po główce.

Otworzyłeś usta, a ja podałam Ci pierś. Łapałeś ją niezgrabnie paluszkami. Pomogłam Ci wypić wszystkie kropelki mleka tryskające na różne strony. 

To był moment totalnego zachwytu nad życiem. Nad Tobą.

Jeśli tak wygląda niebo, to naprawdę jest cudowne. 

Jestem przy Tobie. Zawsze będę – szepnęłam Ci do ucha.

Śpij a ja Ci pośpiewam…

Moja miłość  do Ciebie jest…

Moja miłość do Ciebie jest cierpliwa (choć czasami bywa z tym różnie).

Moja miłość do Ciebie jest z mojego serca, które jest w Tobie.

Moja miłość do Ciebie jest głębsza niż poziom wody w największym oceanie.

Moja miłość do Ciebie nie zna granic, barier, bo ona wszystko przetrzyma.

Moja miłość do Ciebie wykracza poza to, co jest. A jest tym, co ponad.

Moja miłość do Ciebie jest szlachetna jak najczystsze złoto.

Ale wiesz, nie zawsze tak było i jest. Ty jesteś nauczycielem miłości. Moim najwspanialszym nauczycielem.

Dzięki Tobie…

Staje się sobą, a gdy patrzę w lustro podobam się sobie. 

Wiem, co jest ważne. A często o tym zapominałam.

Chwytam chwile, a „carpie diem” to, coś czym staram się żyć. 

Przenoszę ślimaki na trawę, gdy wychodzą po deszczu na chodnik.

Poznałam różnicę pomiędzy słowem mniszek a mlecz.

Doceniam głośny śmiech – ze wszystkiego.

Nawet zimna kawa smakuje wybornie.

Otwieram się na nieznane mi dotąd smaki i zapachy.

Poznaje głębiej i bardziej swoje emocje.

Częściej płaczę ze wzruszenia i bezradności.

Po prostu bardziej świadomie przeżywam swoje życie.

Czasami jest tak, że…

Moje potrzeby są ważniejsze. To zupełnie normalne. Wtedy odczuwam „konflikt interesów”, gdy w danej chwili nie mogę zaspokoić ich „tu i teraz”. A przecież nie jestem dzieckiem i mogę poczekać. Teoretycznie tak, ale w praktyce…?

Po kolejnej, już „entej” pobudce w nocy zastanawiam się „jak żyć”? Ale przecież za kilka lat te wszystkie nieprzespane noce nie będą miały żadnego znaczenia, poza miłością…

Chce uciec. Zamknąć drzwi. Bo jest za głośno, gdy kolejna negocjacja o zabawkę nie przynosi żadnego efektu. Albo, gdy trzeba ukoić Twój płacz (a w tej chwili nie marzę o niczym innym, jak o ciepłej herbacie). 

Wybucham. Choć panuję nad wewnętrzną eksplozją. Znam swoje granice, których nie przekraczam. 

Zapominam przeprosić. Bo przecież jesteś dzieckiem, więc nie trzeba. Och, trzeba. Za każdym razem, gdy tylko sumienie wyrzuci mi moje przewinienie względem Ciebie.

Czasami jest różnie, bo codzienność to nie bajka. Ale moja miłość jest ponad to, co we mnie słabe, obolałe, chore.

Proszę Cię o jedno…

Gdy staniesz w drzwiach mojego domu i powiesz „Wyprowadzam się, mamo”, to wtedy dopiero zakończy się „,moja edukacja”. Z jakim wynikiem?

Jakie owoce pozbieram?

Jakie one będą? Czy pachnące latem? Słodkie? A może kwaśne jak cytryny? 

Gdy pójdziesz w świat po krętych i prostych drogach, to ja będę mocno trzymać za Ciebie kciuki, byś był szczęśliwy.

Gdy potłuczesz sobie kolana, bo życie okaże się za trudne, to ja zawsze będę czekała z ciastem marchewkowym, takim jak lubisz.

Proszę Cię o jedno  – byś potrafił kochać siebie i innych.

To chyba klucz do tzn. szczęścia. 

A gdy go zgubisz zapytaj mnie, o wskazówkę. Może razem go znajdziemy?

A gdy kiedyś odejdę…

Nie na – zawsze. Na dłuższą chwilę. To zawsze będę przy Tobie.

Jak wtedy, gdy zobaczyliśmy się pierwszy raz. Nic nas nie rozłączy. 

Bo moja miłość jest wieczna. 

Ale teraz „jestem”. 

Śpij słodko.

Kolorowych aniołków

Mama

Exit mobile version